niedziela, 14 września 2014

Chapter 12

Patrzył na nią tym swoim pustym, matowym wzrokiem już od kilku minut. Próbowała wytrzymać jego spojrzenie, ale każda jej próba kończyła się niepowodzeniem. Nie rozumiała, dlaczego przygląda się właśnie jej. Przecież się nienawidzili. Tak się jej przynajmniej zdawało.
Zamyślił się? Ale o czym można myśleć przez czterdzieści pięć minut?
Zadzwonił dzwonek, na co uczniowie wyszli z sal i porozchodzili się w różne strony. Natalia postanowiła pójść do biblioteki. Nie chciała iść do stołówki – tam było zbyt wiele osób, co oznaczało większe prawdopodobieństwo, że zrobi coś głupiego. Zawsze stresowała się w licznym towarzystwie.
Usiadła przy stole, na uboczu i wyjęła z torby podręcznik od geografii. Zaczęła wertować strony, w poszukiwaniu tematu, który ostatnio jej klasa omawiała na lekcji.
Poczuła na sobie czyjś wzrok. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nie zauważyła nikogo, kto by jej się przyglądał. Opuściła wzrok, lecz uczucie bycia obserwowaną nie minęło. Postanowiła je zignorować. Wariujesz, Natalia.
– Cześć, mogę?
Zadrżała wystraszona.
– Cześć, cześć. Pewnie, siadaj.
Opuściła nisko głowę, mając nadzieję, że ciemne włosy zakryją jej rumieńce.
– Uczysz się?
– Powtarzam. – Wciąż nie podnosiła głowy, policzki nadal ją paliły.
– Co u ciebie?
Zwykłe pytanie, a w jego ustach zabrzmiało, jak najpiękniejsza melodia.
– Chyba dobrze. – Podniosła głowę i spojrzała na Federico.
– Wiesz, zaraz przerwa się skończy, muszę jeszcze kogoś znaleźć.
No tak. Uznał, że jestem nudna. Albo, co gorsza, pomylił mnie z kimś. Niepotrzebnie robię sobie nadzieję.
– Pewnie. Do zobaczenia.
Federico uśmiechnął się, a następnie wstał i wolnym krokiem wyszedł z biblioteki.



Tym razem ojciec zaprosił ją do swojego i matki, która wyjechała do siostry, pokoju.
Camila została na chwilę sama, więc postanowiła rozejrzeć się po pomieszczeniu. Otworzyła szufladę pełną kosmetyków jej matki. Ona sama nigdy nie mogła się malować.
Zajrzała do jeszcze kilku miejsc, w końcu docierając do szafki nocnej, stojącej przy łóżku. Podniosła parę kartek, będących w szufladzie.
Odskoczyła. Na dnie szuflady leżał pistolet.
Po co im to?
Usłyszała, jak ktoś otwiera drzwi, a następnie wchodzi po schodach. To ojciec.
***
Udawała, że to nie ona, że to jakaś inna dziewczyna. Ona tylko obserwowała – to mniej bolało.
Prawdziwa Camila siedzi w innej części pokoju.
Prawdziwa Camila ma wspaniałego, kochającego ojca, który nigdy nie zrobiłby jej czegoś takiego.
Prawdziwa Camila kocha swoich rodziców i nie czuje obrzydzenia, patrząc na siebie.
Prawdziwa Camila nie istnieje.
Spojrzała na tę nieprawdziwą, na inną dziewczynę, leżącą na łóżku, pod swoim ojcem. Widziała w jej oczach prośbę o pomoc. Nie mogła jej tak zostawić. Zbyt długo cierpiała, trzeba to skończyć.
Wstała. Otworzyła szufladę i drżącą dłonią wyjęła z niej pistolet. Mężczyzna nawet nie zareagował, był zbyt zajęty dogadzaniem sobie.
Ważyła broń w dłoni przez pewien czas, rozważając, czy podjęła dobrą decyzję. Słysząc, jak ojciec wydaje odgłos zadowolenia, nie wytrzymała. Musiała to zrobić.
Strzał pierwszy, drugi...
Mężczyzna padł martwy na swą córkę. Krew powoli wypływała z jego ciała, brudząc śnieżnobiałą pościel. Camila wstrzymała oddech. Dotarło do niej, co zrobiła. Delikatnie podniosła ciało, spoczywające na niej, jak gdyby bała się, że jej ojciec zasnął i zaraz może się wybudzić i koszmar powróci. Wyślizgnęła się z łóżka, po czym szybko wybiegła z pokoju, dysząc głośno. Wzięła do ręki telefon i z trudem wybrała numer alarmowy. Łzy leciały jej z oczu już od pewnego czasu, ale wcześniej tego nie dostrzegała.

Wciąż powtarzała dwa słowa.
Zabiłam go.



Przekręca się na przeciwny bok, mając nadzieję, że jej myśli zrobią to samo. Niestety, to tak nie działa.

Była w pierwszej klasie szkoły gimnazjalnej. Leżała tyłem do słońca i czytała magazyn dla nastolatek. Promienie słoneczne delikatnie muskały jej ciało.
– Co tam?
Przewróciła stronę w magazynie.
– Czytam i się opalam – odpowiedziała, a Diego położył się obok niej.
– Horoskop? Pokaż co napisali.
Chłopak zabrał jej magazyn i odszukał swój znak zodiaku. Gdy skończył czytać podsunął Violetcie gazetę pod nos i wskazał palcem na fragment tekstu. "Ktoś z twojej paczki jest w tobie zakochany"
– Albo ty, albo Maxi. – zażartował.
Violetta zaśmiała się, nieco sztucznie, by ukryć swój niepokój. Nie chciała, by Diego dowiedział się o jej uczuciach wobec niego.


Diego... Myśli o nim bez przerwy. Nie chce tego, wolałaby nic nie czuć – przynajmniej by nie cierpiała. Nakryła głowę poduszką. Przestań!


– Maxi nie chce z nikim rozmawiać – poinformował ją, wchodząc do jej pokoju.
– Daj mu trochę czasu – odpowiedziała nie przerywając przeglądania strony internetowej.
Położył się obok niej i wziął w dłoń pasmo jej włosów. Znieruchomiała na moment, zdziwiona jego zachowaniem. Na szczęście on niczego nie zauważył.
– On naprawdę ją kochał. Boję się o niego – jeszcze zrobi jakieś głupstwo. To był jego pierwszy poważny związek.
Zakręcał sobie jej włosy wokół palca. W duchu krzyczała ze szczęścia.
– Nim się obejrzysz znajdzie sobie kogoś innego i znów będzie jak dawniej.
Gdy Diego przez dłuższy czas się nie odzywał, odwróciła twarz w jego stronę. Przyglądał się jej z dziwnym wyrazem twarzy – jeszcze nie widziała u niego podobnego.
– Mam nadzieję, że ty nigdy nie będziesz tak cierpieć przez miłość.
Uśmiechnęła się, ale był to najsmutniejszy z uśmiechów. Cierpiała, gdyż on nie odwzajemniał jej uczucia.

Gdybyś tylko wiedział...

Usłyszała dźwięk swojego telefonu, zwiastującego nową wiadomość. Diego? Niemal z prędkością światła wzięła urządzenie do ręki. Z bijącym sercem zerknęła na nadawcę. Leon.
Czego on znowu chce? – pomyślała.
Po przeczytaniu wiadomości westchnęła głośno. Leon chciał się spotkać, a ona nie miała na to ochoty.
Leon. Diego.
Przyszła kolejna wiadomość. Tym razem Leon poinformował ją, iż czeka pod jej domem.
Wstała z łóżka. Zanim wyszła z pokoju poprawiła fryzurę i pomalowała usta na malinowy kolor.
Muszę doprowadzić mój plan do końca.



Spojrzała na zegar, wiszący na ścianie jej pokoju – zbliżała się godzina osiemnasta. Przed chwilą była piętnasta. Ponownie skierowała wzrok na ekran telewizora. Nie miała żadnych planów na wieczór, a wizja spędzenia go w domu wyglądała znośnie. To i tak dużo lepsze, niż gdybym miała się sama szwendać po mieście.
Usłyszała dzwonek do drzwi. Ziewnęła i niechętnie podniosła się z łóżka. Nim otworzyła, spojrzała w lustro, upewniając się, że nie wygląda źle.
 – Cześć. – Spojrzała na Marco, a następnie na bukiet kwiatów w jego dłoni.
 – Co ty tu robisz? – zapytała, modląc się w duchu, by chłopak oznajmił jej, że tylko pomylił adres.

Ale on wręczył jej żółte tulipany i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Zabieram cię na kręgle. Nie przyjmuję odmowy.
***
– Nigdy nie grałam – powiedziała przyglądając się innym. Każdy zachowywał się, jak gdyby urodził się z kulą w ręku.
 – Nie bój się – pomogę ci.
Uśmiechnęła się, lecz w jej oczach nadal dało się ujrzeć niepewność.
Francesca wzięła czerwoną kulę i utkwiła w niej wzrok, zastanawiając się, co powinna zrobić. Marco przysunął się do niej i zaprowadził na tor. Jedną ręką objął ją w pasie, a drugą poprowadził jej dłoń.
Kula potoczyła się po ziemi, zbijając trzy kręgle. Bardzo dobrze, jak na początek – pomyślała, chcąc odwrócić swoją uwagę, od dłoni chłopaka, obejmującą ją.
Spróbowali jeszcze raz.
Francesca patrzyła uważnie, na upadające kręgle. Jeden za drugim, jak cegły z muru, pomiędzy nimi.
Grupka ludzi zaczęła ich oklaskiwać, ale oni nie zwrócili na to większej uwagi. Francesca przytuliła się do Marco, a ten ją pocałował. Tak po prostu, bez uprzedzenia, czy prośby o pozwolenie.
 – Jeszcze raz? – zapytała, gdy ten odsunął delikatnie twarz. Była zaskoczona jego zachowaniem, nie wiedziała co myśleć.
On oddalił się na niewielką odległość i spojrzał na nią, próbując odgadnąć jej uczucia, lecz twarz dziewczyny nic nie wyrażała. Zamknęła swoje uczucia.
 – Chodzi ci o...
 – Kula – przerwała mu, widząc, że jest zakłopotany. – Rzucimy jeszcze raz?
Przytulił ją do siebie i złożył na jej czole pocałunek.
 – Co tylko zechcesz.

niedziela, 27 lipca 2014

Chapter 11

Wszystko wróciło do normy. Maxi nadal uważa ją za kogoś gorszego i się z tym nie kryje. Tak było na próbie, wytykał jej wszystkie błędy. Natalia naprawdę się starała, ale zachowanie chłopaka ją irytowało. Gdy po raz kolejny uznał, że źle coś zrobiła, obudziła się w niej wrodzona przekora. Przestała zwracać na niego uwagę i grała najgorzej jak potrafiła. Myliła kwestie, lub dukała tekst. Maxiego doprowadziło to do szału, a Natalia przyglądała mu się z kpiącym uśmiechem na twarzy.
W pewnym momencie wyszedł, pewnie chciał ochłonąć. Natalia została w sali. Wyjęła książkę i zaczęła czytać. Cieszyła się. Nie chciała, by Maxi się tak zachowywał w stosunku do niej. Wymagała choć odrobiny szacunku.
Tak pochłonęła ją historia bohaterów, że nie zauważyła, jak ktoś wszedł do sali. Dopiero słysząc czyjś głos, podniosła głowę.
Przed nią stał dość wysoki chłopak, o nieprzeciętnym wyglądzie, który widząc, że na niego spojrzała zaczął coś mówić. Natalia nie skupiła się na sensie jego słów, zamiast tego lustrowała go wzrokiem. Spodobał jej się.
- Słuchasz mnie? Mówiłem, że jest już szesnasta, czyli teraz kolej mojej grupy na próby w tej sali, ale jak chcesz, możesz tu zostać.
Z początku nie zrozumiała, zapomniała, że znajduje się w szkole. Te oczy, hipnotyzujące... Po chwili dotarł do niej sens jego słów. Zarumieniła się. Jak zwykle musiała się ośmieszyć.
Ale coś nie dawało jej spokoju. Ten chłopak patrzył na nią tak ciepło, nie wiedziała z jakiego powodu. Była przyzwyczajona do lodowatych spojrzeń, kierowanych w jej kierunku.
- Przepraszam, zaczytałam się. Już idę.
Niechętnie wstała i skierowała się w kierunku drzwi, wolałaby zostać i poznać się z przystojnym chłopakiem. Wiedziała, że nie ma szans na nic więcej, niż zwykłą znajomość, ale podświadomie wyobrażała sobie, jakby to było, gdyby byli razem.
- Zaczekaj! Jestem Federico - wyciągnął dłoń w jej stronę i wyszczerzył zęby w najpiękniejszym uśmiechu, jaki dane było jej ujrzeć.
- Natalia - przedstawiła się, czując jak pieką ją policzki. Próbowała nad sobą zapanować, ale nie potrafiła. Była nim zauroczona.
Spojrzała w jego oczy i delikatnie się uśmiechnęła.Przytul mnie!
Jakiś chłopak, którego obecność Natalia dopiero zauważyła, zawołał Federico, co przypominało jej, że powinna już pójść. Pożegnała się, po czym szybkim krokiem opuściła salę.



Wracała do domu, zastanawiając się co ma dalej robić. Nie było mowy o powiedzeniu mu o złej ocenie, byłby smutny, zły i zawiedziony. Nie chciała przy stwarzać mu takich emocji. Pragnęła jego szczęścia...
Wyjęła klucze z plecaka i otworzyła drzwi mieszkania. Weszła do środka, marząc o ciepłej herbacie. Po paru minutach trzymała już w dłoniach ciepły kubek, wypełniony gorącym napojem. Wciąż zastanawiała się, co robić. Mogłaby ubłagać nauczyciela, by unieważnił jej poprawę i pozwolił napisać ją po raz drugi. Nie. To nie miałoby sensu, nie udałoby się jej dobrze napisać tego sprawdzianu, nawet za dziesiątym razem.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Niechętnie wstała z fotela i podeszła do drzwi, w międzyczasie odstawiając herbatę na stolik. Ktoś ponownie zadzwonił- niecierpliwił się. Otworzyła zła, że ktoś jej przerwał, a do mieszkania wpadł Federico.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! - krzyknął przekraczając próg.
Serce zabiło jej szybciej. On wie. Wie o ocenie niedostatecznej. Co robić?
Wzięła głęboki wdech i już miała go przeprosić za to, że go zawiodła, ale Fede był szybszy. Wziął ją w swoje ramiona. Była zdezorientowana.
- O czym ty mówisz? - zapytała wyswobadzając się z jego nie do końca przyjacielskiego uścisku.
Spojrzał na nią nie rozumiejąc. Zdawało mu się, że powód jego szczęścia jest oczywisty.
- O twojej trójce z plusem z matematyki - wytłumaczył, znów dając się ponieść euforii.
Dostateczny. Dostateczny z plusem. I to jeszcze z matematyki!
- Skąd wiesz, jaką ocenę dostałam? - zapytała, gdy fala radości ustała.
- Twój nauczyciel mi powiedział. Tak szybko uciekłaś ze szkoły, że nie zdążyłem się ciebie zapytać o ten sprawdzian.
Spojrzała mu w oczy. Czy to możliwe, że martwił się o jej oceny? Pragnął by zdała?
Nie, chciał tylko zobaczyć, czy jest dobrym nauczycielem, czy się nadaje do nauki w szkole. Opowiadał jej, że od dziecka chciał uczyć, tylko zawsze się bał, że nie będzie potrafił.
Spostrzegła, iż Federico przygląda się jej z rozbawieniem.

- A teraz o co chodzi, bo nie rozumiem? - zapytała, nie będąc do końca pewna, czy chce znać odpowiedź na to pytanie.
Federico na szczęście nie odpowiedział. Zrobił coś innego - pocałował ją.


Spoglądała na niego podczas geografii. Siedział w ławce z Maxim. Dlaczego nie z nią? Dlaczego jej unikał? Przecież mogli się dalej przyjaźnić, co stało na przeszkodzie?
Zdesperowana.

Nie mogąc mieć miłości, zadowoliłaby się przyjaźnią. Chciała mieć go jak najbliżej siebie. Może to nieco egoistyczne z jej strony, ale nic nie mogła na to poradzić. Chciała mieć go tu i teraz. Najwyraźniej on nie chciał.
Przepisała parę zagadnień z tablicy, nie chcąc mieć później zaległości, po czym znów zaczęła wpatrywać się w Diego...
Przerwa. Wyszła z sali przed nim. Miała swój plan i zamierzała go kontynuować. Na korytarzu stał, opierając się o ścianę Leon. Widząc Violettę podszedł do niej i objął ją w pasie. Nietrudno było owinąć go sobie wokół palca.
- Gotowa na dzisiejszą lekcję koszykówki?
Uśmiechnęła się zawadiacko, widząc jak Diego się im przygląda.
- Mam jeszcze dwie lekcje, ale potem jestem cała twoja - powiedziała głośno.
Pocałował ją delikatnie w policzek, po czym odszedł w swoim kierunku.
- On będzie uczył cie grać w kosza? - usłyszała pytanie za swoimi plecami. Wiedziała do kogo należał ten głos.
- Masz z tym jakiś problem? - starała się zapanować nad drżeniem swojego głosu.
Mierzyli się wzrokiem. Zadziwiające, w jak szybkim czasie wszystko się tak zmieniło. Jeszcze niedawno byli najlepszymi przyjaciółmi.
- Przecież ty umiesz grać. Byłaś kiedyś w drużynie koszykarskiej.


Jedenastka gotowa. Mam nadzieję, że się podobała:) Powoli zbliżamy się do końca ;)
Kolejny Chapter dodam najszybciej 16-17 sierpnia, gdyż wtedy wracam od dziadków ze wsi, gdzie nie będzie Internetu.

piątek, 11 lipca 2014

Chapter 10

  Zauważyła go momentalnie- opierał się o drzewo, przy przystanku autobusowym. Patrzył na każdy z pojazdów, poruszających się po ulicy, czekając na nią.
Autobus zatrzymał się i Francesca wyszła na chodnik. On od razu do niej podszedł. Przytulili się do siebie, jak gdyby nie wiedzieli się od miesięcy, a przecież spotkali się dnia poprzedniego.
- Tęskniłem za tobą- wyszeptał jej we włosy.
Uśmiechnęła się. Tak bardzo pragnęła tych słów, brakowało jej osoby troszczącej się o nią. Na szczęście w jej życiu pojawił się Marco.
Tak naprawdę, to nie wiedziała kim on dla niej jest. Była mu wdzięczna, za to, że przywrócił jej chęci do życia, uwielbiała go, ale chyba nie kochała. Miłość, to coś poważnego. Francesca bała się, że jak się zakocha, to znów zostanie zraniona. Nie chciała więcej cierpieć. Po nieudanym związku z Leonem obiecała sobie, że już nigdy się nie zakocha. Dotrzyma obietnicy?
Doszli do szkoły. Marco otworzył przed nią drzwi budynku, dbał o każdy szczegół.

środa, 2 lipca 2014

Chapter 9

 Przyglądanie się innym, siedząc samemu ma też swoje dobre strony. Łatwiej jest wtedy poznać drugiego człowieka. Możesz zobaczyć jego zachowanie, sposób mówienia i reagowania na poszczególne informacje, wystarczy się tylko przyjrzeć. Rozmawiając z osobą, którą nie do końca znamy, przejmujemy się tym, jak wypadniemy, czy się nie wygłupimy. Bez kontaktu z daną osobą nie odczuwamy tego stresu.
Natalia przyglądała się Maxiemu i Violetcie próbującym odegrać scenę z Romea i Julii. Nie wychodziło im to. Naty widziała, jak Maxi marszczy czoło i podnosi brwi, słysząc o pomysłach Castillo. Widziała, jak bardzo denerwuje go dziewczyna. Zastanawiała się, czy przy niej też ma podobną mimikę twarzy. Nie zwracała na to wcześniej uwagi. Bardziej skupiała się na tonie jego głosu i tym, co mówił. Czasami jeszcze na tych jego pięknych, czekoladowych oczach.
- Natalia, chodź tu!
Zamyśliła się, a miała zapisywać dobre pomysły, których i tak nie było.
- O co chodzi?- zapytała z lekkim drżeniem głosu.
- Ona nie da rady. Ty to zagraj- szepnął Maxi, niewystarczająco cicho, by Natalia tego nie usłyszała.
- On ma rację, ty Violetto zagrasz to lepiej.
Natalia patrzyła wyczekująco na Castillo. Z jednej strony, marzyła o tym, by zagrać Julię, może okazałoby się, iż ma niepowtarzalny talent aktorski? Z drugiej jednak bała się, że nie da rady i Maxi z Violettą dostaną złe oceny- z jej winy.
- Nie, wy to zrobicie najlepiej, a teraz przepraszam bardzo, ale idę po coś do picia.
Violetta opuściła salę, zostawiając Natalię i Maxiego samych. Oni nie patrzyli na siebie, spoglądali w podłogę. Natalia zastanawiała się, co powiedzieć. Nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
- Jesteś Julią- poinformował ją od niechcenia.
Wiedziała. Ale wolała porozmawiać o rzeczach oczywistych, niż trwać w ciszy.
- A ty Romeo?
Skinął głową. Zachowywał się jakby inaczej. Przyjaźniej? Nie wyśmiewał jej, ani nie patrzył na nią gardzącym wzrokiem. Uśmiechał się. Nie wiedziała skąd ta zmiana. Może jej się tylko zdawało?
Znów zapadła cisza. Tym razem nikt się nie odezwał. Maxi wyszedł. Bez słowa pożegnania, bez spojrzenia w jej stronę, bez niczego.
Przez chwilę nie wiedziała co powinna zrobić. Zastanawiała się, czy ma poczekać, mógł przecież pójść po Violettę. Gdy minęło dwadzieścia minut, postanowiła wrócić do domu. Maxi najwyraźniej zrobił to samo.


 Wciąż wstydziła się mu spojrzeć w oczy. Unikała go, jak ogień wody. Byleby tylko nie musieć widzieć go z Larą, to byłby cios prosto w serce. Nie była wystarczająco silna, odważna. Bała się, tak jak każdy- ona też miała swoje lęki.
Już nie siedzieli razem na lekcjach, nie rozmawiali na przerwach, nie pisali do siebie. Tak, jakby się nie znali. Czuła się samotna. Brakowało jej go. Gdyby nie wyznała mu wtedy uczuć, gdyby kłamała tak, jak dotychczas... Czy byłoby lepiej? Musiałaby słuchać jego opowiadań o Larze, widzieć go wpatrzonego w nią tak, jak zawsze chciała, by patrzył na nią, udawać szczęśliwą i taką, której miłość nie obchodzi. A to właśnie miłość pochłaniała większość jej myśli.


 "Ci, których uważałam za przyjaciół odeszli, zostawili mnie. Zostałam sama. Nikt nie pytał jak się czuję, nikt nie zwracał uwagi. Każdy zajęty sobą, milczał obok mnie. Płakałam- nie raz. Próbowałam obrócić to w żart. Za ciężko. Nie dałam rady, poddałam się. Mieli swoje żarty, beze mnie. Jeszcze tydzień temu było inaczej. Robiliśmy wszystko razem. Nie osobno. Teraz nie chcą mojego towarzystwa."
 Wrzuciła czerwony zeszyt, służący jej jeszcze do niedawna za pamiętnik, do kartonu, stojącego na środku pokoju. To koniec. Zaczyna nowy rozdział w życiu, nie będzie się dołować wydarzeniami z przeszłości. Czas na nową Francescę- nie przejmującą się niczyją opinią na swój temat, szczęśliwą i pełną życia.
Na miejsce dawnego pamiętnika położyła niezapisany, bladoniebieski zeszyt. To w nim będzie zapisywała swoje nowe wspomnienia. Wspomnienia odmienionej Francesci.
Rozejrzała się po pokoju. Każda rzecz, przypominająca jej dawne życie znalazła się w kartonie, który zaraz miał zostać umieszczony w piwnicy. Może kiedyś będzie wystarczająco silna, by wszystko wyrzucić. Teraz jeszcze nie jest gotowa, ale z pomocą Marco jej się uda. Razem osiągną więcej.


Na prośbę (nie pamiętam kogo, przepraszam) jest mniej skreśleń :)
Wygląd bloga też postaram się zmienic w niedalekiej przyszłości (chciałam to zrobic wcześniej, ale jednak mi się odechciało, gdy pomyślałam o tym, ile czasu mi to zajmie). Mam już zrobiony nagłówek :)

sobota, 14 czerwca 2014

Chapter 8

Czy byłeś kiedyś w pełni szczęśliwy? Żyłeś chwilą, nie martwiąc się niczym? Uśmiech gościł na twej twarzy i chciałeś, by każdy mógł być tak samo szczęśliwy jak ty?
Ona właśnie przeżywała taki moment. Zapomniała o szkolnych prześladowaniach i o aborcji. Dlaczego?
Ciepły wiatr poruszał liśćmi, tworząc melodię. Najpiękniejszą. Ona nuciła pod nosem słowa piosenki. Tej, która połączyła ich dusze w jedność. Nierozerwanie. Złączeni tak będą do śmierci, a nawet dłużej.
Nie wyznał jej swych uczuć, ale ona widziała. Patrzył na nią tak, jak jeszcze nikt inny. Z miłością. A może jej się tylko zdawało?
Nie znali się długo. Zaledwie trzy, czy cztery tygodnie. Dzisiaj spotkali się sam na sam po raz pierwszy, wcześniej nawet nie rozmawiali.  Ale to nie była zwykła znajomość- on jako jedyny starał się ją poznać  z zupełnie innej strony, której nie pokazywała nikomu od bardzo dawna.


Przysłuchiwała się rozmowom innych. Nikt do niej nic nie powiedział, nie spojrzał... Zignorowana przez wszystkich, zbyt wystraszona, by powiedzieć cokolwiek. Boi się nawet nawiązać z nimi kontakt wzrokowy. Strach przed odrzuceniem. Już została odrzucona, na wstępie. 
Może ktoś się w końcu do mnie odezwie? Ktokolwiek...
Czasami nasze prośby się spełniają, dlatego uważaj, o co prosisz.
- Ej, ty!
Ktoś szturchnął ją w ramię, więc podniosła wzrok. Jej oczy napotkały niezbyt wysokiego chłopaka w kolorowej czapce i bluzie.
Znajomy...
- Czego chcesz?- już wie. To on brutalnie odebrał jej książkę. To on śmiał się i poniżał.
- Jesteśmy razem w grupie.
Dziwnie przewrócił oczyma. Gardził nią?
- Jakiej grupie?- spytała niewinnie, niczym małe, niczego nieświadome dziecko.
- Co za...
Wiązankę epitetów skierowaną w jej kierunku puściła mimo uszu- nienawidziła przekleństw.
- Skończyłeś? Jaka grupa?
- Romeo i Julia. O resztę spytaj się Violetty, ja nie mogę prowadzić rozmowy z takimi...
Zlustrował ją wzrokiem, po czym bez słowa odszedł. To dobrze, nie chciała usłyszeć więcej uwag na swój temat. Nie od niego.


- Możesz powtórzyć?
Nie zrozumiał. A może nie chciał zrozumieć?
- O tobie- powtórzyła prawie niesłyszalnie. - Myślałam o tobie - dodała głośniej, odważniej. Nie ma już nic do stracenia.
Cisza. Oboje próbowali zrozumieć zaistniałą sytuację. Mijały sekundy, minuty- oni wciąż milczeli. Czasami spoglądali nawzajem na siebie ukradkiem, lecz gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, speszeni odwracali wzrok. Nie wiedzieli, co myśleć.
- Jestem z Larą- wypalił, nie zastanawiając się nad sensem wypowiedzi. Nie był z Larą- skłamał.
Ból, rozczarowanie i narastające w niej z każdą chwilą uczucie upokorzenia.
- Ja nie wiedziałam...
- Lepiej już pójdę.
Wyszedł. Zostawił ją samą, ze swoimi myślami. Ich przyjaźń właśnie runęła- już nigdy nie będzie tak jak dawniej, nie będą potrafili sobie spojrzeć w oczy.
Każda miłość niszczy przyjaźń.


To dzisiaj. Tego dnia ma poprawiać sprawdzian z matematyki. Federico pomagał jej przez cały tydzień, dzięki czemu czuje, że jest w pełni przygotowana, wszystko rozumie. Był naprawdę dobrym nauczycielem.
Spojrzała na kartkę z zadaniami, leżącą przed nią i poczuła, jak oblewa ją fala potu.
Nic nie umiem!
Wszystko, co przez ostatni czas tłumaczył jej Federico, nagle wyparowało. Ogarnął ją strach- bała się, że go zawiedzie.
Dlaczego jestem taka głupia?!
Rozejrzała się ukradkiem po klasie. Każdy był zajęty rozwiązywaniem zadań. Tylko ona siedziała bezczynnie.
Głęboki wdech. Dam radę.
Wzięła do ręki zielony długopis- prezent od Federico, miał jej przynieść szczęście. Przyniesie?


Przychodzę do was z rozdziałem. Późno- wiem. Miało być szybciej, ale jak to ostatnio bywa coraz częściej, tracę wenę pod koniec pisania, więc chapter'y są krótsze niż planowałam...
No więc następny nie wiem kiedy, ale postaram się, by był szybciej. Oceny już wystawione, więc mam więcej czasu.
Dziękuję za wszystkie komentarze, które pojawiły się pod poprzednim postem;* 

wtorek, 27 maja 2014

Chapter 7

Poprawiła swoją czarną sukienkę w białe groszki. Chciała wyglądać jak najlepiej- i tak już się z niej śmieją. Gdyby na dodatek źle się ubierała... Strach pomyśleć, co by się działo.
Wypuściła powietrze z ust i pchnęła drzwi kawiarni.
A co, jeśli go nie będzie? Jeśli tylko sobie żartował?
Jest. Zauważyła go przy jednym ze stolików pod ścianą. Popijał coś z białej filiżanki.
Stała niepewnie w przejściu, zastanawiając się nad ucieczką. Ale było już za późno- zauważył ją.
Poczuła, jak pocą się jej dłonie. Szybkim krokiem ruszyła w stronę stolika, przy którym siedział Marco.
Przywitali się. Widziała coś w jego oczach, czego nigdy wcześniej nie widziała. Była kiepska w odgadywaniu uczuć.
Do ich stolika podeszła kelnerka i wzięła zamówienie od Francesci.
Niezręczna cisza. Żadne z nich, nie wiedziało, co powiedzieć.
- Więc- odezwał się pierwszy.
- Więc...
Ich spojrzenia wędrowały po pomieszczeniu. Cisza zapewne trwała by dłużej, gdyby nie pracownik lokalu, który postanowił włączyć radio. Akurat leciała jedna ze starszych piosenek. Ich ulubiona.
Chłopak od razu spostrzegł delikatny, prawie niewidoczny uśmiech na twarzy dziewczyny.
- Kocham tę piosenkę- uśmiech stał się jeszcze większy. Już nie było niezręcznie.



Zmęczenie dopada każdego. Czasami ma się już dość i wymaga się odpoczynku. U niego jest nieco inaczej. Jest zmęczony już od paru lat. Zmęczony życiem. Chciał umrzeć, popełnić samobójstwo. Pragnął w końcu odetchnąć i móc się niczym nie martwić. Potrzebował pomocy.
Dobrze wiedział, że to co dajesz innym, po pewnym czasie do ciebie powróci.
Dlatego zgłosił się do dawania korepetycji młodszym uczniom. Wiedział, że materiał z drugiej klasy nie jest niczym łatwym.
"A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto... z łez ocieraj cudze oczy, choć twoich nie otarto..."
Spojrzał na zegarek. Za dziewięć czwarta- ma jeszcze parę minut.
Podszedł do automatu, jednocześnie wyjmując z kieszeni pieniądze. Dwa trzydzieści. Kupił gorącą czekoladę, miał ochotę na coś słodkiego. Może choć trochę osłodzi jego życie?
Udał się do sali, gdzie miał udzielać komuś korepetycji. Nie wiedział, kim będzie dana osoba, to miało być niespodzianką.
Otworzył drewniane drzwi z tabliczką o numerze 101 i ujrzał blondwłosą piękność siedzącą w ławce. Już ją kiedyś widziałem...
Dziewczyna na widok chłopaka podniosła się.
- Jestem Federico.
- Ludmila.



- Cisza!
To nie do niej. Ona nie rozmawiała- nie miała z kim. Zazwyczaj siedziała w ławce z Ludmilą, lecz na tej lekcji jej nie było, więc została sama. Patrzyła się znużona na nauczycielkę, próbującą uciszyć klasę.
Ciało pedagogiczne uderzyło kilka razy kluczem w stół, na co uczniowie zaprzestali rozmów. Do końca lekcji zostały trzy minuty.
- Za zadanie macie przygotowanie scenek z Romea i Julii. Lista grup i przydzielonych im scenek jest tutaj, więc na przerwie proszę was o zapoznanie się z nią. Macie tydzień czasu. Do widzenia.
Parę osób poderwało się z miejsc, chcąc sprawdzić do kogo zostali przydzieleni. Już po chwili dało się słyszeć pomruki niezadowolenia i obelgi pod adresem nauczycielki.
Natalia poczekała, aż tłum osób przy kartce się zmniejszył. Podeszła do stolika nauczyciela i odszukała swoje nazwisko.
Perdido Natalia, Castillo Violetta i Ponte Maximiliano- scena balkonowa.



Zapukał delikatnie w drzwi jej pokoju. Odpowiedziała mu głucha cisza. Spróbował ponownie, lecz i tym razem jego działania nie odniosły oczekiwanego efektu.
Przez głowę przechodziły mu różne czarne myśli. Może coś jej się stało?
Otworzył drzwi, mając w głowie obraz martwej Violetty, leżącej na podłodze.
Dziewczyna siedziała na łóżku ze słuchawkami w uszach, pisząc coś w różowym zeszycie.
- Diego, co tu robisz?
Przerwała wykonywane wcześniej czynności. Zamiast nich uśmiechała się w kierunku chłopaka. Tak, jakby właśnie o nim myślała...
- Twój tata mnie wpuścił.
Usiadł obok niej i przypadkiem zerknął na zapisaną stronę w pamiętniku.
Jak chcesz, żebym Cię kochała,
jeśli kocham Cię, a Ty
Nie chcesz, żebym Cię kochała 
tak, jak chcę Cię kochać?

Violetta szybko wychwyciła jego spojrzenie. Czuła, jak oblewa ją fala gorąca.
- Świetny tekst. O kim myślałaś, pisząc to?
Niczego nieświadomy...
Układała sobie to w głowie wiele razy. Wystarczy powiedzieć dwa słowa. Będzie dobrze, dasz radę.
Raz...
Bierze wdech i zamyka oczy, zastanawiając się nad ujawnieniem prawdy.
Dwa...
Otwiera oczy i spogląda na jego zmartwioną twarz. A może nie powinnam?
Trzy...
- O tobie.



Jestem, następny już się pisze. ta prędkość światła. Wow.
Jestem głupia. zapomniałam o rocznicy bloga.
15 maja 2013 roku dołączyłam do blogosfery. czyli nieco ponad rok temu.
Od tamtej pory miałam mnóstwo wzlotów i upadków, ale dzięki wam nie poddawałam się w trudnych chwilach.
Nie da się ukryć, że mój styl pisma się polepszył. Na szczęście pierwsze czterdzieści rozdziałów poprzedniej historii, zostało usunięte...
Uwielbiam Was wszystkich. Nie będę wymieniała każdego po kolei, nie chciałabym nikogo pominąć. Od czasu założenia bloga, przewinęły się tu dziesiątki osób. Dostawałam od Was komentarze pozytywne, jak i te z odrobiną krytyki. Każdy z nich sobie cenię.
na koniec chciałabym Wam za wszytko podziękować. Gdyby nie Wy, nie byłoby mnie tu dzisiaj.

wtorek, 13 maja 2014

Chapter 6

 Wpatrywała się w monitor komputera od dobrych pięciu minut. Wciąż nie mogła uwierzyć, w wiadomość, którą dostała od Marco.
Zaproponował jej spotkanie. JEJ- najbardziej znienawidzonej i wyśmiewanej osobie w szkole.
Nawet już nie pamiętam, jak wyglądają takie spotkania...
Niektórym zapewne nasuwa się pytanie, co ona takiego zrobiła, że jej życie wygląda właśnie tak, a nie inaczej. Odpowiedź jest prosta- zabiła swoje dziecko.
Wtuliła się w jego nagi tors. Czuła się wspaniale. Zdawało jej się, że ma wszystko, co najlepsze.
Po chwili usnęła. Wiedziała, że nic jej się nie stanie. Przy Leonie była bezpieczna.

Nie wiedziała, co ma odpisać. Zgodzić się? Chciała znów mieć kogoś, dla kogo byłaby ważna.
Od pewnego czasu czuła się jakoś inaczej. Często bolał ją brzuch, co wcześniej zdarzało się **sporadycznie. Jej miesiączki również zniknęły, ale związała to ze stresem szkolnym. Violetta zaproponowała jej zrobienie testu ciążowego.
Pozytywny
Nie mogła uwierzyć. Ma zostać matką w tak młodym wielu? Nie chciała. To miało wyglądać zupełnie inaczej...

 Pewnie. Gdzie i kiedy?
Po kilku dniach wiedziała już cała szkoła. Ktoś, z jej przyjaciół musiał się wygadać. Dowiedział się także on- Leon. Chciała mu powiedzieć sama, ale nie zdążyła.
Jego reakcję zapamięta do końca życia. Gdy tylko ją zobaczył, wpadł w szał. Był wściekły. Twierdził, iż zniszczyła mu życie. Zerwał z nią z widzialną satysfakcją.

Nie mogę, przykro mi. Może kiedy indziej.
- Violetta!- wołała swoją przyjaciółkę, która najwyraźniej ją ignorowała. Nie mogła biec, bała się, że dziecku może się coś stać.
Dziewczyna w końcu postanowiła się zatrzymać. Brunetka odwróciła się w stronę Francesci, sztucznie się uśmiechając.
- Coś się stało kochana?
- Nie przyszłaś wczoraj. Mogłaś zadzwonić, niepotrzebnie czekałam.
- Biedna jesteś. Nikt cię nie poinformował, że się nie przyjaźnimy? Nie będę się już z tobą spotykać.
Tyle jadu, a to tylko trzy zdania.

Z początku nie dowierzała. Przyjaźniła się z Violettą od przedszkola. To było niemożliwe, by tak z dnia na dzień ją zostawiła. Dopiero po paru dniach dotarło do niej, co tak naprawdę się stało. Zrozumiała, że nie ma już nikogo...
Przyjdę.




Była o krok, od skoczenia z wieżowca. Patrzyła w dół przerażona. Nie chciała skakać, ale czuła, że musi, że jej życie nie ma sensu.
Zamknęła oczy i zrobiła krok do przodu. Już powoli godziła się z myślą, że zaraz zginie.
Ktoś jednak ją zatrzymał. Złapał za rękę. Nie pozwolił jej spaść.
Nie wiedziała jego twarzy, ale i tak wiedziała kim jest ta osoba. Wszystko było idealne. Była z osobą, którą kocha. ***Życie znów ma sens?
Mężczyzna zbliżył się do niej na odległość nie większą, niż dziesięć centymetrów, by po chwili ją pocałować.

Otworzyła oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej. Miała przyśpieszony oddech. Zmrużyła oczy i spróbowała go wyrównać.
W tym momencie, poczuła czyjąś obecność w pokoju.
Szybko zapaliła lampkę, modląc się, by tylko jej się zdawało.
Na brzegu łóżka siedział Diego. Uśmiechał się szeroko w stronę dziewczyny.
- Śniło Ci się coś złego? Miałaś jakiś koszmar?- zapytał, widząc przerażenie wymalowane na twarzy dziewczyny.
Violetta bez problemu przypomniała sobie swój sen.
- Można tak powiedzieć.
Diego zbliżył się do dziewczyny, powodując szybsze bicie jej serca. Violetta czuła się nieco niezręcznie, lecz gdy tylko poczuła jego wargi na swoich, uczucie minęło. Zastąpiła je myślą, że właśnie spełnia się jej marzenie.
To było zbyt idealne, by mogło być prawdziwe.
Otworzyła oczy i zapaliła lampkę. Znów go sobie wyobraziła...



Deszcz. To on przywraca wszystko do życia. Ratuje uschnięte rośliny przed śmiercią. Przywraca je do życia. Może mi też by pomógł? Dotknęła szyby, po której spływały krople deszczu. Uwielbiała taką pogodę...
Była sama. Nikt do niej nie pisał, nie dzwonił. Nie próbował się skontaktować. Miała wrażenie, iż nikt się nią nie interesuje. Większość w szkole, jak nie każdy, spotykał się z kimś po zajęciach, lub chociażby pisał. Tylko ona została sama. To ją dołowało. Zamiast korzystać z życia i się bawić z przyjaciółmi, wciąż siedziała w domu i czytała. Tylko książki mnie rozumieją. 
Chciałaby znaleźć kogoś, dla kogo byłaby ważna. Wystarczyłaby jej choć jedna osoba. Czy wymaga zbyt wiele?



Patrzyła z przerażeniem na nauczyciela, rozdającego sprawdziany. Bała się swojej oceny. Choć zdawało jej się, że wszystko umie, w rzeczywistości nie potrafiła nic. Nie pojmowała ani zdania z tego, co tłumaczył nauczyciel.
Mężczyzna podszedł do jej ławki i patrząc na nią zrezygnowanym wzrokiem, wysunął w stronę Ludmily kartkę. Dziewczyna spojrzała na widniejącą ocenę na papierze. W czerwonym kółku widniała cyfra jeden.
- Poprawę masz za tydzień- poinformował ją nauczyciel zmierzając do kolejnych osób, by wręczyć im ich sprawdziany.
- Proszę pana- zgłosiła się jedna z uczennic.- Nie rozumiem materiału, który teraz przerabiamy na lekcjach. Byłyby możliwe jakieś korepetycje?
Nauczyciel rozejrzał się po sali. Widząc błagalny wzrok połowy klasy, obiecał, że popyta starszych uczniów o pomoc.
Blondynka uśmiechnęła się. Może ma szansę na promocję do następnej klasy?